Zamość na przemian każe nazywać się albo miastem idealnym, albo otwartą twierdzą. Za wyjątkiem momentów, kiedy ogłasza się Padwą Północy. Tudzież Perłą Renesansu. We wszystkich tych określeniach jest trochę prawdy. Warto jednak udać się tam osobiście i nadać mu swoją własną ksywkę. Na przykład Elżbieta Dzikowska nazywa Zamość Miastem Na Pokaz. A ja – Miastem Idealnym na Popołudnie. Plus wieczór.
Odwiedziłam niedawno, nie po po raz pierwszy zresztą. Pociąga mnie fakt, że zostało starannie zaprojektowane przez Włocha, a zamojskie Stare Miasto znajduje się na liście UNESCO.Poniżej moje sposoby na udane popołudnie w Padwie Północy. Bądź też Perle Renesansu. O mieście idealnym i otwartej twierdzy nie wspominając.
-
Nie śpiesz się.
Jeżeli masz tylko jedno popołudnie i tak nie zobaczysz wszystkiego, o czym można przeczytać w przewodnikach. Zamościem, jak dobrą włoską kawą, należy się delektować.
-
Pomyśl o doskonałości.
Jak już wspomniałam, wszem i wobec jest ogłaszane, że Zamość to miasto idealne. Zazwyczaj to określenie pojawia się już w pierwszym zdaniu we wszelakiej maści przewodnikach po mieście. Albo od razu w tytule. Trzeba zatem bez zbędnych ceregieli wyjaśnić, o co tak naprawdę chodzi z tą doskonałością. Otóż wszystko zaczęło się od niejakiego Bernardo Morando, urodzonego w 1540 roku w Padwie architekta, któremu hetman Jan Zamoyski, fundator miasta, powierzył zadanie zaprojektowanie harmonijnego organizmu miejskiego. Właśnie, organizmu. Skojarzenia antropomorficzne są jak najbardziej na miejscu. Morando stworzył plan Zamościa na kształt człowieka leżącego na wznak. Rynek Solny i Wodny – to płuca, Ratusz – serce, natomiast ulica Grodzka – kręgosłup. Pałacowi Zamoyskiego przypadła zaszczytna funkcja głowy. Czy może być bardziej idealny pomysł na urbanistyczny hołd dla idei epoki renesansu?
- Pospaceruj po murach twierdzy.
Fortyfikacje zamojskie to również dzieło Bernardo Morando. Stanowią klamrę dla Starego Miasta i aktualnie pełnią różne funkcje. Głównie spacerowe, choć o dziwo kryją również przeszklone boksy w odzieżą i budki z fast foodem. Kryją też w sobie podziemną trasę turystyczną. Z punktu widokowego na nadszańcu można pogapić się na dachy Zamościa. Polecam też spacery o mroku, gdy podświetlone mury opierają się nadchodzącym ciemnościom.
-
Wejdź na schody ratusza i spójrz w dół.
To, co widzisz przed sobą, to Rynek Wielki. Wbrew swej nazwie nie ma gigantycznych rozmiarów, za to cieszy oko różnobarwnymi fasadami kamienic i ustawionymi dookoła parasolami ogródków restauracyjnych. A teraz odwróć się i podnieś wzrok. To 52-metrowa wieża zegarowa ratusza, będącego – wraz z rozłożystymi schodami – symbolem miasta.
-
Podejdź do kolorowych kamienic i spójrz w górę.
Pięć kolorowych kamienic po prawej stronie ratusza to kamienice ormiańskie. Nazywają się tak dlatego, że założyciel miasta przyznał tę część miasta Ormianom właśnie. Mają swoje nazwy – jest kamienica Pod Madonną (żółta), z płaskorzeźbą obrazującą Madonnę z Dzieciątkiem depczącą złego smoka, jest też kamienica Pod Małżeństwem (niebieska) – z nieco mniej spektakularnym acz ujmującym wizerunkiem kobiety i mężczyzny. Wreszcie czerwona – to kamienica pod Aniołem, bądź też pod Lwami. Ciemnożółta to kamienica Rudowiczowska, a zielona – Wilczkowska. Jeżeli sama kontemplacja barokowych fasad to za mało – proponuję wizytę w Muzeum Zamojskim, które ma siedzibę we wnętrzach.
-
Powspominaj Marka Grechutę. A może nawet pośpiewaj, a co tam.
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy. Nie mniej ważne jest to, co Marek Grechuta uczynił dla polskiej kultury. Dlatego warto wybrać się na ulicę Grodzką, gdzie pod numerem 7 mieszkał słynny Zamościanin. Od czasu do czasu przy pamiątkowej tablicy, wmurowanej pod tym adresem, można usłyszeć jego muzykę puszczaną z głośników w meleksach dla siedzących w nich turystów. A właśnie, Grechuta popełnił piosenkę o Zamościu! Znacie? Śpiewa w niej, że
Kolię rynku spina ratusz renesansowy,
W takim stylu to całe miasto zbudowano.
Stary Zamość zadbany wygląda jak nowy,
I piękny, stąd Padwą północy go nazwano.
-
Poigraj z wodą na Rynku Wodnym.
Rynek Wodny swoją nazwę zawdzięcza niewielkiej rzeczce Łabuńce, która miała w zwyczaju swego czasu regularnie go zalewać. Aktualnie woda sączy się tam wprost pod stopy za sprawą małej fontanny, która po zmroku robi się kolorowa jak landrynki. Miło się patrzy jak dzieci pakują się bezceremonialnie w sam środek fontanny, a rodzice dostają amoku, bo jak to, ciemno, mokro, niebezpiecznie, nie godzi się i tak dalej. Znam to, jestem matką, zatem amok jest zazwyczaj moim udziałem.
-
Znajdź most zakochanych.
Miejsce, gdzie schludny mosteczek nad torami kolejowymi na południe od Rynku dźwiga pierwsze kłódki zakochanych, podobno do niedawna nazywało się Małpi Gaj i cieszyło się nie najlepszą sławą. Aktualnie jest tu całkiem przyjemnie, zaryzykowałabym nawet, że romantycznie (ale mogę się mylić). W każdym razie podświetlone mury twierdzy plus szczęk kłódek może wywoływać melancholię, sentymentalizm i ich pochodne
-
Spaceruj po podwórkach.
Są malownicze. Po prostu.
-
Wróć przed ratusz po zmroku.
Posiedź w ogródku, poobserwuj ludzi. Gdzieś usłyszysz jazz, ktoś będzie żonglował ogniem. Ot, lato w Zamościu.
___________________
Masz ochotę na więcej?
Odwiedź kościoły. Np. Katedrę zaprojektowaną przez wspomnianego Bernardo Morando (ul. Kolegiacka 1), kościół franciszkanów (ul.Staszica 1), kościół św. Mikołaja (ul. Kościuszki 1) lub zespół klasztorny bonifratrów (ul. Grecka 2)
Idź do ZOO. Ja nie jestem specjalną entuzjastką ogrodów zoologicznych, ale mając na uwadze fakt, że ten zamojski jest jednym z najstarszych w Polsce, być może warto go odwiedzić.
ul. Szczebrzeska 2
Skocz na kawę do Lunety. Albo od razu na obiad.
Luneta to nowoczesna, designerska i w ogóle nie barokowa restauracja. Ma dobrą kuchnię i pozwala odpocząć od nadmiaru zabytków.
ul. Łukasińskiego 2E
Idź na koncert symfoniczny.
W wykonaniu najstarszej w Polsce Orkiestry Symfonicznej. Chodzi o datę jej powstania, a nie o wiek muzyków, rzecz jasna
ul. Partyzantów 2
Jedziesz zimą? Zabierz łyżwy!
Ja kiedyś zimą byłam, łyżew nie miałam, mogłam tylko zazdrościć i robić zdjęcia.
Pingback: 25 polskich miast i ich ksywki, czyli witamy w Rzymach, Wenecjach i Paryżach()