Kazimierz Dolny nad Wisłą. Nie bywam zbyt często, ale raz na jakiś czas ląduję tu na weekend i zawsze jest to wydarzenie dość niezwykłe. I choćbym nie wiem jak bardzo próbowała się obrażać na jego popularność, nie jestem w stanie być obojętna na jego wdzięki. I choćby przyszło tysiąc atletów, a każdy zjadłby tysiąc kotletów, to nie jestem w stanie – ani ja, ani atleci – oślepnąć i ogłuchnąć na jego liczne przymioty. Przymioty, przy opisywaniu których, niczym refren najbardziej znanej piosenki na świecie, powtarzają się ciągle te same zlepki słów. Kazimierz Magiczny, Kazimierz Artystyczny, Kazimierz Wielokulturowy, Uroczy, Inspirujący, Niespieszny. Jako że w styczniu przez dwa dni w tymże miasteczku praktykowałam jogę, z dala od męża i potomstwa, oczywistym jest, że odnalazłam Kazimierz w każdym z tych określeń. I choćby nie wiem jak mnie one mierziły, swoją powtarzalnością i banałem, nie jestem w stanie im zaprzeczyć.
Kazimierz Magiczny
Tutaj zapewne każdy ma swoją definicję owej magiczności. Ja nie lubię szastać akurat tym słowem, ale skoro już sama siebie wywołałam do tablicy to niech mi będzie wolno orzec – magia Kazimierza kryje się w jego niezmienności. W tym, że jadąc tam, niezależnie od pory roku, możesz mieć pewność, że spotkasz Cyganki przy studni, wypijesz herbatkę u Dziwisza, zjesz śniadanie U Fryzjera, a nade wszystko – że znowu omiecie cię to charakterystyczne, mgliste światło, które wydaje się malarzom tak szalenie intrygujące.
Kazimierz Artystyczny
Wiadomo, Kazimierz dla świata odkryli artyści i to ponoć już pod koniec XVIII w. Jednak dopiero na początku XX w., gdy do Kazika zaczęli przyjeżdżać studenci warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, miasto zaczęło na całego grzać się w blasku bohemy. Do dziś właściwie Kazimierz Dolny jest jednym wielkim domem pracy twórczej. Inna sprawa, że latem przez ów dom przetaczają się tłumy, a to niestety zostawia rysę na wizerunku miasta z klimatem. O, właśnie, kolejne słowo.
Kazimierz Klimatyczny
Kazimierz wszak taki klimatyczny jest, że bardziej klimatycznym nie da się być. Klimatyczne uliczki, kamieniczki, rynek taki z klimatem. A ruiny zamku górujące nad miastem wieczorową porą to już wyżyny klimatyczności są. Dlatego bardzo ważnym jest, by przybywając do Kazimierza zabukować sobie nocleg z klimatem, czas spędzać w knajpce z klimatem, a także odpowiednio klimatycznie zażywać rozrywek. A one potrafią być w Kazimierzu naprawdę klimatyczne – bo jak inaczej nazwać np. nocne spacery z pochodnią po wąwozach lessowych, zakrapiane tutejszą nalewką?
Kazimierz Inspirujący
Płynie wartkim strumieniem do serc i głów wszystkich artystycznych dusz. Inspiracja, natchnienie, pasja, twórcze ożywienie. Czy to li tylko zasługa kazimierskiego światła? A może bardziej blasku mitycznych dwóch księżyców, które – zdaniem pisarki Marii Kuncewiczowej – świeciły nad miasteczkiem? Nie da się uniknąć wrażenia, że lata mijają, a Kazimierz wciąż jest jednym wielkim miejscem twórczej mocy.
Kazimierz Wielokulturowy
W Kazimierzu wiele o niej przypomina. O naszej dawnej, utraconej wielokulturowości. Na przykład kirkut z przejmującą Ścianą Płaczu, ułożoną ze zdewastowanych w czasie wojny macew. Albo mały rynek, z dawną synagogą i byłymi żydowskimi jatkami. W przededniu II wojny światowej żydowska społeczność stanowiła 64% populacji Kazimierza. Tak, byliśmy wielokulturowym krajem i Kazimierz jest jednym z tych miasteczek, które o tym przypominają.
Kazimierz Uroczy
Urok jest pojęciem nie do zdefiniowania. Przebiega gdzieś między wdziękiem a filuternością. Przebywając w miejscach pełnych uroku czujemy się lekko i wzrasta nasza skłonność do zabawy tudzież popełniania czynów powszechnie uznanych za nierozsądne. Urokliwe miejsce karmią radość życia i Kazimierz Dolny to potrafi. Tylko tutaj w mroźną styczniową noc spotkać można szaleńców urządzających festyn z ogniskiem i grillem na środku rynku. Bo życie w styczniu też bywa piękne.
Nie miałam zbyt wielu okazji, by Kazika fotografować. Czasem trzeba umieć schować aparat i po prostu być tu i teraz. Coś tam jednak udało mi się pstryknąć – szaloną panią na rynku, zamieszanie na targu na Małym Rynku, mróz na bulwarze spacerowym nad Wisłą, rzeźbę uczniów przed tutejszymliecum i cień na byłej synagodze. Plus kilka pocztówek, w tym wąwóz, ktory probowałam zdobyć w butach typu emu, co przypłaciłam siarczystą glebą.
Ku chwale mojej stłuczonej kości ogonowej i Kazimierza Dolnego, zapraszam do krótkiego spaceru po zimowym Kazimierzu, gdzieś pomiędzy sesją jogi a koncertem gongowym.