To jest właśnie moje życie. Chciałam pojechać samotnie podglądać łosie nad Biebrzą, a wylądowałam z całą rodziną na największym festiwalu muzycznym w Europie. Żeby była jasność, nie żałuję – wręcz przeciwnie, uważam, że dobrze się stało. Łosie mogą poczekać, a kto wie, czy będzie jeszcze okazja, żeby pojechać na Przystanek Woodstock z dziećmi?
Pojechaliśmy całą rodziną, choć niektórzy pukali się w czoło, snując wizje o tym, że dzieci albo się pogubią, albo zostaną stratowane przez wszędobylski tłum. Ewentualnie zostaną poddane indoktrynacji, manipulacji, a na końcu porwane przez terrorystów. Otóż informuję na wstępie: to my, rodzice, jesteśmy odpowiedzialni za nasze dzieci. MY, RODZICE pilnujemy, żeby się nie zgubiły, MY, RODZICE, staramy się kontrolować treści, które nasze dzieci przyswajają. My, rodzice, nie Jurek Owsiak. On odpowiada za organizację tych wszystkich atrakcji, które są na Przystanku Woodstock dostępne, a MY decydujemy, z czego i jak skorzystamy i w ogóle co z tym wszystkim dalej zrobimy.
Dzięki Ci, Jurek, za Family Camp!
Można, owszem, rozbić namiot na wielkim darmowym polu – ale można też skorzystać z Family Camp, gdzie po uiszczeniu odpowiedniej opłaty możemy zaparkować auto na strzeżonym parkingu oraz rozbić namiot na strzeżonym polu. I taką opcję właśnie wybraliśmy. My, nie Jurek Owsiak, na którego zwykło się wszystko zrzucać. Jestem ogromnie wdzięczna za taką możliwość, bo dostęp do czystego wc oraz do prysznicy, w których zawsze była ciepła woda był dla nas sprawą kluczową. Do tego, na Family Camp dla dzieci udostępniono basen, trampolinę i dmuchany zamek dla maluchów. Tak, na Przystanku Woodstock, moje czyste dzieci popołudnia spędzały na trampolinie z innymi dziećmi z Family Camp, tworząc małą, przyjazną społeczność, która być może za parę lat weźmie plecaki i przyjedzie do Kostrzynia bez rodziców.
Przystanek “free hugs”
Pierwsze wyściubienie nosa z campingu owszem, było dla dzieci lekko szokujące. Drogą podążał niezmierzony, kolorowy tłum. Tysiące twarzy. Setki miraży. Mój syn osłupiał po raz pierwszy, gdy znienacka jakiś młodzieniec przebrany za Spidermana radośnie przybił mu piątkę. A potem jeszcze człowiek-banan. I dwie dziewczyny w wiankach. Po pierwszym szoku mój syn oszalał na punkcie przybijania piątek. Bez przerwy pilnowałam, żeby nie lazł tam, gdzie nie powinien (np. pomiędzy namioty) w poszukiwaniu jakiegoś chętnego do przybicia piątki tudzież darmowego przytulaska. Halo! Jeżeli czyta to ktokolwiek, kto był w tym roku na Woodstocku – sześcioletni chłopiec w bluzie z napisem „Behemoth” dziękuje wszystkim za piąteczki i przytulaski!
Moją córkę piąteczki bawiły jakby mniej, za to zachwycały woodstockowe stylizacje. Natychmiast musiałam nabyć wianek. Cudem ustrzegłam się przed wizytą w SieMa shopie (sorry, ale ta kolejka mnie przerażała jednak), ale musiałam solennie obiecać, że nabędę woodstockowego t-shirta przez internet jak tylko wrócimy do domu. Wiem, to nie to samo, ale mam nieuleczalną kolejkofobię.
Jak spaghetti
Koncerty. Wiadomo, esencja Przystanku Woodstock. Mój syn najlepiej bawił się na New Model Army (podskakiwaliśmy sobie przy błotnym jeziorku). Nieco w kość dała nam przeprawa przez dziki tłum (słynne „barierki bezpieczeństwa”)na koncercie Hey, na szczęście udało nam się ulokować na wzgórzu Akademii Sztuk Przepięknych, gdzie mieliśmy mnóstwo miejsca, żeby skakać, tańczyć i cieszyć się tym niesamowitym i wyjątkowym koncertem (wiem, co piszę, widziałam Hey na żywo wielokrotnie).
Dzieci są traktowane na Woodstocku w sposób szczególny. Są strefy, gdzie mogą się pobawić, odpocząć, nauczyć się czegoś lub poczuć się jak prawdziwy Woodstockowicz. Moja córka na przykład koniecznie chciała pozjeżdżać na wodnej zjeżdżalni w strefie Play. Takiej dla nieco większej młodzieży, nazwijmy to. Stałam więc z ręcznikiem w ręku i sercem na ramieniu przy tej zjeżdżalni, a ona z namaszczeniem zasuwała po dmuchańcu w dół. Gdy raz, jakiś narwany Woodstockowicz, zjechał zbyt szybko i wpadł mej córce na plecy, natychmiast została po stokroć przeproszona przez obsługę i zjeżdżalnię opuściła objuczona przeprosinowymi gadżetami od Play, zapewniająca wszystkich dookoła, że nic jej nie jest.
Dzieci mają mi jeszcze za złe, że nie poszliśmy na karuzelę, która królowała nad Woodstockiem (kolejkofobia odcinek dugi). Mają mi też za złe, że nie dałam rady siedzieć godzinami na Akademii Sztuk Przepięknych i brać udziału w tych wszystkich warsztatach.
Wybaczcie, wiem, że już środa, ale jakoś nie mogę pozbierać myśli i wydobyć z siebie jakiejś bardziej kwiecistej przemowy na temat Przysnatku Woodstock, zakończę zatem cytatem z Kasi Nosowskiej:
Chciałabym mieć ramiona jak spaghetti. Chciałabym mieć ramiona jak wielkie bochny chleba, żeby móc wszystkich Was utulić!