Trudno ocenić, jak długo powstawała książka „Sekretna Polska. Przewodnik nieoczywisty”? Czy kilka miesięcy, kiedy to rzuciłam wszystko i w pocie czoła pisałam, rysowałam i projektowałam? Czy dziesięć lat, bo tyle ma mój aparat fotograficzny? A może całe życie, bo przecież od urodzenia mieszkam w Polsce? Co to w ogóle znaczy – sekretna Polska?
Równie trudno ocenić, jakiego rodzaju sekrety rzeczona książka zdradza. Sekretne miejsca, patenty, nieodkryte ścieżki? To oczywiście też, choć jest to temat bez dna, więc siłą rzeczy musiałam dokonać selekcji, naznaczając „Sekretną Polskę” moją wrażliwością. Dlaczego tak? Bo najlepiej inspiruje się przez przykład.
Nie tylko mój.
Od początku wiedziałam, że nie chcę iść sama przez kartki mojej pierwszej książki. Że zabiorę ze sobą ludzi, których podziwiam i lubię. Przede wszystkim za to, że zamiast siedzieć na tyłku i opowiadać, że wokół nich nic się nie dzieje, robią wspaniałe rzeczy, nie przestają się rozwijać i potrafią zarażać innych swoim entuzjazmem. Jak na przykład Justyna, która wytrwale rysuje Poznań i zaprasza innych do wspólnego popołudnia przy kredkach bądź farbkach. A Waldek? Od wielu lat lata na paralotni nad plażą w Dębinie koło Ustki, ku uciesze własnej tudzież spoglądających zza parawanu plażowiczów. Janusz? Nie rzucił wszystkiego i nie wyjechał w Bieszczady, bo jest tam od zawsze i ma się świetnie. Czasem można go zobaczyć, jak przemierza je… drezyną rowerową. Bo tak sobie wymarzył. Głęboko wierzę, że do marzycieli świat należy. W tym, rzecz jasna, Polska.
Jest takie angielskie przysłowie, które brzmi: Beauty is in the eye of beholder. Piękno jest w oku patrzącego. Właściwie gdybym była miłośniczką dziarania, wydziarałabym to sobie na czole. To my decydujemy o pięknie lub jego braku. Nasza osobista wrażliwość, wyobraźnia i uważność decydują o tym, co przywieziemy ze sobą do domu po wakacjach. Czy będzie to tandetna pamiątka, czy wspomnienia niezwykłych przeżyć, które zostaną z nami już na zawsze. Kiedyś przeczytałam, jak pewna kobieta żaliła się na facebooku, że Polska to jednak nudna jest. Nic się tu ciekawego nie dzieje. Za granicą to dopiero jest ciekawie. Serio? No to w moim oku jest inne piękno. Oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania, jednak nie ukrywam, że tego typu pogląd jest mi obcy. Podobnie jak ten, że o udanym urlopie decyduje ładna pogoda. Jak jest brzydka – urlop nie ma prawa się udać. Mając na uwadze fakt, że w Polsce pogoda jest nie do przewidzenia, właściwie od razu w myśl tej zasady powinniśmy co roku w wakacje stadnie zmierzać na południe Europy. A jednak coraz chętniej zostajemy w kraju. Bo to nie Polska jest nudna, tylko niektórym czasem nie starcza wyobraźni. Spróbowałam w „Sekretnej Polsce” trochę tę wyobraźnię Czytelników i Czytelniczek uruchomić. Mam ogromną nadzieję, że fakt, że aspiruję do bycia wytrawną podróżniczką, co to na pace starej ciężarówki zjechała wszystkie kontynenty, tylko turystką z ograniczonym budżetem, czasem i dwójką dzieci na karku doda mi choć trochę wiarygodności.
Książka „Sekretna Polska”, mimo że pełna cudownych ludzi, jest bardziej autorska niż początkowo sądziłam, że będzie. Po pierwsze – sama zaprojektowałam okładkę. Do tej pory nie wiem, jak to się stało, że redaktorzy wydawnictwa Pascal stwierdzili, że na pewno sobie poradzę. Miałam zawał serca na samą myśl, że w ogóle mam się za to zabrać. Czułam na plecach oddech projektantów okładek od czasu, gdy Johannes Gutenberg wynalazł przemysłową metodę druku. Po prostu słyszałam jak dyszą i mi szepczą do ucha, że nie dam rady. Jednak przetłumaczyłam sobie, że już jestem za stara na lęki i wieczne ucieczki. Siadłam i zaprojektowałam. I proszę. Jest. Moja pierwsza okładka <3
Na tym nie koniec. Książka miała być ilustrowana. Nie tylko zdjęciami. Także ilustracjami mojego autorstwa. Tu nastąpił kolejny zawał serca, ponieważ na spięcie materiałów nie miałam zbyt wiele czasu. A ja potrafię się zastanawiać i poprawiać w nieskończoność. Dosłownie. Tylko ja wiem, ile tekstów blogowych zasila pamięć mojego komputera, czekając na publikację, a ja ciągle mam jakieś „ale”. Z ilustracjami sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo ja jestem w tej dziedzinie od zawsze początkująca. Oraz wątpiąca. Trochę odwagi dodała mi publikacja czterech mapek w przewodnikach z serii Pascal Slow Travel. Ale tylko trochę! Na szczęście było lato, a latem jednak życie wydaje się prostsze. Przebrnęłam także przez to i proszę bardzo, w książce są ilustracje! Nawet mapki są!
O trzecim zawale serca, związanym z projektowaniem makiety nie wspomnę zbyt obszernie, w obawie, że od tych wspomnień nastąpi czwarty i „Sekretna Polska” zostanie osierocona i już na zawsze będzie pierwszą książką, na myśl o której autorka wzięła i wyzionęła ducha. Wyrażę tylko nadzieję, że czcionki niosą treść w sposób lekki i miły dla oka.
Kończąc pracę nad książką miałam wrażenie, że oddałam jej wszystkie słowa, jakie miałam w głowie. Miałam problem ze skonstruowaniem prostego zdania w korespondencji mailowej. Po prostu wypompowałam z siebie cały podręczny słownik. Właściwie nie pozostało mi nic innego, jak udać się na wypoczynek i rozpocząć wpompowywanie w siebie nowych słownych zasobów. Dawno czytanie książek nie stanowiło dla mnie źródła takiej przyjemności. Za oknem jesień, czas kocyków, herbatek i lampek w oknach. Doskonały moment na lektury i marzenia o wakacjach i podróżach. Będę wniebowzięta, jeżeli mój nieoczywisty przewodnik będzie Wam w tych marzeniach towarzyszyć.
Książkę można kupić między innymi:
w Empiku [KLIK]
w księgarni internetowej wydawnictwa Pascal [KLIK]
albo np. w Gandalfie [KLIK]