Czy Suwalszczyzna istnieje naprawdę? Ja mam pewne wątpliwości. Przecież to niemożliwe, żeby gdzieś w Polsce było tak zjawiskowo pięknie i jednocześnie tak pusto.
Jednak, wbrew moim pokrętnym przeczuciom, Suwalszczyzna istnieje. Tak, jest takie miejsce na mapie Polski, gdzie pagórki otaczają niezliczone jeziora, gdzie nawet w środku sezonu wakacyjnego bez problemu znajduje się miejsce i czas na bycie sam na sam ze swoimi myślami.
Biegun zimna – gorący temat
Wiadomo, że Suwałki cieszą się ponurą sławą polskiego bieguna zimna. W Polsce, gdzie kwestie pogody i ciśnienia są zawsze żywym tematem, można snuć podejrzenia, że to właśnie dlatego na Suwalszczyznę nie walą tłumy turystów. No bo jak to tak, jechać na urlop i zmarznąć? Nie ma opcji, Polak musi grzać w słońcu swe członki, co jest poniekąd zrozumiałe.
Poniekąd.
Bo, jak już wielokrotnie powtarzałam, wyrosłam z bycia niewolnikiem pogody. Zbyt wiele razy nudziłam się w pełnym słońcu i cudownie bawiłam w zacinającym deszczu, żeby uzależniać swoje wakacyjne być albo nie być od pogody. Owszem, jestem ciepłolubna, ale bez przesady. Mogę się odnaleźć w każdych warunkach pogodowych, czego wszystkim życzę.
Zatem, już dawno zapomniałam, że Suwalszczyzna w środku lipca przywitała mnie rzęsistym deszczem. Mimo faktu, ze pojechałam tam na dwa dni, do tego wioząc w bagażniku rower tudzież mocne postanowienie, że będę na nim jeździć.
Wiżajny, styk kultur, styk granic
Naszą bazą wypadową uczyniliśmy Wiżajny – wieś na pograniczu trzech państw – Polski, Rosji i Litwy. Właściwie zadecydował o tym przypadek, bo nie mogłam znaleźć noclegu w ostatniej chwili nigdzie indziej. Suwalszczyzna jak dotąd nie rozpieszcza turystów specjalnie wyrafinowaną bazą noclegową, dlatego też wylądowaliśmy z małżonkiem w gospodarstwie agroturystycznym, które, mówiąc oględnie, było niefotogeniczne, zatem litościwie nie występuje w materiale zdjęciowym.
Ale co tam, ile jest weekendów w roku, kiedy lądujesz z mężem, bez dzieci, za to z rowerami, w samym środku bajkowego krajobrazu?
No ile?
Jeden?
Zatem Wiżajny. Bardzo na północ i bardzo na wschód. Podobno pierwsze wzmianki o tej miejscowości sięgają XIII wieku. Pierwotnie zamieszkana przez Jaćwingów (to takie plemię, spokrewnione z Prusami i Litwinami), swój rozkwit przeżywało w XVIII i XIX wieku. Jednakże w roku 1870 nastąpiła degradacja Wiżajn i ponownie zostało uznane za wieś. Co jest o tyle ciekawe, że do dziś posiada miejski układ urbanistyczny. Zatem można rzec, że Wiżajny to taka wieś z miejskimi ambicjami. Aktualnie słynie z produkcji sera.
Ser z Wiżajn
Gwiazda wszelkich jarmarków z lokalną żywnością. Ser podpuszczkowy dojrzewający. Dlatego ten z Wiżajn jest taki wyjątkowy? Chodzi nie tylko o tradycyjną recepturę, ale też o zioła i trawy, którymi żywią się krowy pasące się na pagórkach Suwalszczyzny, niespotykane w innych regionach Polski.
A konkretnie chodzi o macierzankę, aromatem przypominającą tymianek, prócz zapachu mającą też wiele właściwości leczniczych. I proszę, to wszystko tak bardzo na wschód i tak bardzo na północ, a do tego na biegunie zimna.
Rowerem po Suwalszczyźnie
Pierwszy raz eksplorowaliśmy Suwalszczyznę na rowerach przeszło dekadę temu, kiedy dzieci nie było nawet w planie. Choć właściwie eksploracja ta została brutalnie przerwana przez ukąszenie nie wiadomo bliżej czego, co uczyniło z mej wątłej ręki podróbkę bicepsu marynarza Papaya. Zanim jednak to nastało, zdążyłam zaznać uroków wycieczek rowerowych na tyle, by przez kolejną dekadę za nimi wzdychać. I gdy w końcu fantazja stała się faktem, wszystko było idealnie – poza moją kondycją, która przez ostatnie dziesięć lat uległa, delikatnie mówiąc, pewnym modyfikacjom. Gdy trasa prowadziła w górę, oczom mym ukazywał się na przemian Gwiazdozbiór Jednorożca na przemian z migawkami z wczesnego dzieciństwa. To nie był podjazd pod górkę, to był danse macabre w moim wykonaniu, połączony z kwileniem przechodzącym w konkretne szlochy. Ale twardym trzeba być, nigdy nie twierdziłam, że lubię iść na łatwiznę. Tak było i tym razem, zatem mimo deszczu, dumnie wyjechałam rowerem z mojej strefy komfortu.
Przeżycie graniczne
Chcesz jechać na wakacje za granicę? Ależ proszę! – przekrzykiwaliśmy się nawzajem brnąc w deszczu ku tabliczce z napisem LITWA. Bardzo nas to bawiło, to przejeżdżanie w tę i z powrotem przez polsko-litewską granicę, do tego przed nosami strażników granicznych, którzy siedzieli w ukrytym w chaszczach jeepie i pilnowali przygranicznego ładu. Tu wpada nadmienić, że nasz wyjazd na Suwalszczyznę miał miejsce w czasie Światowych Dni Młodzieży, co zapewne tłumaczy czujność panów z auta. A gdy przeżyć granicznych było nam mało, urządziliśmy sobie wycieczkę do miejsca, gdzie łączą się granice trzech państw: Polski, Litwy i Rosji.
Suwalszczyzna istnieje naprawdę, ale to miejsce dla ludzi z wyobraźnią. Czasem trzeba sobie wyobrazić, że temperatura jest wyższa. Że słońce świeci trochę bardziej. Poza tym – tylko ludzie z wyobraźnią dostrzegą w tej na pozór bezludnej przestrzeni sekretne życie Suwalszczyzny.
Która, o dziwo, istnieje naprawdę.